poniedziałek, 21 lutego 2011

Rowerek

W minioną sobotę Adaś dosiadł rowerka i pojechał. Pojechał, tak jak się na rowerze jeździ, pedałując i kierując, świadomie wybierając trasę. Co w tym szczególnego, ktoś zapyta? A to, że pierwszy raz Adaś pokazał, że jeździć umie! Do tej pory wszelkie próby jazdy kończyły się fiaskiem. Adaś, owszem siedział na siodełku, trzymał kierownicę, machnął raz, dwa razy nogą i na tym koniec. Nie potrafił opanować ciągłej jazdy, a popychany w ogóle nie kręcił nogami. O kierowaniu, to w ogóle mogliśmy zapomnieć.

Tym razem było jednak inaczej. Rzecz miała miejsce w Decathlonie. Wpadliśmy tylko na moment, odebrać moje wysłużone narty z serwisu. Adaś, gdy wszedł do sklepu, chyba od razu miał  gotowy plan. Powiedział tylko "rower" i poszliśmy wgłąb sklepu. Na stoisku dla cyklistów Adaś wybrał pojazd. Oczywiście wybór dość oryginalny padł na malutki trójkołowy rowerek. Próbowałem Adasia zachęcić do innego pojazdu, takiego dwukołowego z bocznymi kóleczkami. Wypasionego, z dzwonkiem! Ale Adaś rzadko zmienia zdanie. Zasiadł na trójkołowcu i pojechał. Byłem w szoku patrząc jak mój synek, któremu każda nowa umiejętność  tak ciężko przychodzi, lawiruje między półkami, omija przeszkody i jedzie!!!
Na tym jednak nie koniec. Adaś bowiem, w dbałości o własne bezpieczeństwo podjechał do półki z kaskami (co prawda narciarskimi), wybrał RÓŻOWY  ("produkt niebieski"), założył, kazał sobie zapiąć pod brodą i tak wyposażony ruszył rowerkiem, przepraszam "bolidem", zaliczać kolejne okrążenia.

Patrząc na Adasia, pomimo jego wyboru specyficznego pojazdu i ekstrawaganckiego nakrycia głowy, czułem się naprawdę dumny i szczęśliwy!
Dobrze tylko, że nikt z obsługi lub ochrony nie zwrócił nam uwagi...

piątek, 18 lutego 2011

Szaleństwo domowej nudy

"W czasie deszczu dzieci się nudzą". I nie tylko gdy jest brzydka pogoda, ale także podczas przymusowej domowej kwarantanny.
Niestety, plany szybkiego powrotu Adasia do przedszkola spełzły na niczym. A to za sprawą epidemii ospy. Obawiając się, czy Adaś osłabiony chorobą, wyjałowiony antybiotykiem po leczeniu, nie przyniesie do domu "wiatrówki", zdecydowaliśmy na jeszcze jeden tydzień przerwy od zajeć w przedszkolu. Do tego dłuższe sapacery, tak skutecznie rozładowujace baterie niezwykle naergetyzowanego Auti, ze wzgledu na aurę również są niemożliwe. Efekt - znudzony Adaś dostaje w domu świra!
Poza wyjazdami na zajęcia terapeutyczne i domowymi ćwiczeniami, trudno jest go zmusić do jakiejkolwiek sensownej aktywności. A i praca z Adasiem w takim stanie jest utrudniona. Zabawki nie bawią, książeczki są nudne, propozycje wspólnej zabawy nie budzą zainteresowania, konieczność wykonania terapeutycznych ćwiczeń irytuje. Znów pojawiają się autostymulacje (dopiero pisałem, że zniknęły... Cóż autyzm to huśtawka..), bieganie bez sensu, wrzaski i ogromne zainteresowanie przedmiotami lub czynnościami potencjalnie dla Adasia niebezpiecznymi. Byle do poniedziałku! Adaś pójdzie w końcu do przedszkola i mamy nadzieję, że wszystko wróci do normy... Bo jak nie, to zwariujemy!

Dla rozładowania napięcia fotka z cyklu zabaw niebezpiecznych (kask to minimum zasad BHP):

czwartek, 10 lutego 2011

Choroba

Zaczęło się niewinnie od lekkiej gorączki i kaszlu, skończyło się na zapaleniu oskrzeli. "Tradycyjne" domowe sposoby (inhalacje i zbijanie gorączki) niewiele pomogły i konieczne stało się leczenie antybiotykiem.
W efekcie Adaś już 10 dni jest na "przedszkolnym L-4", a ze względu na duże osłabienie ma zawieszone zajęcia teraputyczne.
Choroba na szczęście, powoli ustępuje, a wraz z nią wraca Adasiowa energia. Procesowi powrotu do zdrowia towarzyszy dobry nastrój, któremu niewątpliwie sprzyja brak obowiązków i wymagań zwykle stawianych Adasiowi.
Adaś spędza czas beztrosko, a ewentualna domowa terapia to przede wszystkim zabawa. Trochę niepokoiła nas przymusowa przerwa w zwykle prowadzonych zajęciach. Zwłaszcza, że już na początku choroby Adaś znów  przypomniał sobie o autostymulacjach (metrówka jest idealna do tego celu), powróciły rozmowy z samym sobą, niestety w nieznanym języku (pewnie narzecze Auti) i to co wkurza nas najbardziej napady złości okraszone tłuczeniem głową. 


W tym kontekście, perspektywa długiej przerwy w terapii wyglądała wręcz przerażająco... A tymczasem nic złego się nie dzieje! Przeciwnie! Adaś wracając do zdrowia odrzucił autostymulacje (no prawie odrzucił, jeszcze zdarza mu się sięgnąć po wieszak), stał się jeszcze bardziej komunikatywny, mniej się złosci i nawet lepiej śpi (chociaż tutaj jest niezbędna osoba towarzysząca - z pewną dumą mogę stwierdzić, że tata jest coraz częściej wybierany! I dobrze, bo mamy bardziej potrzebuje Milenka). Podsumowując, to właściwie nic nowego, bo Auti zaskakuje i zaskakiwać będzie.
Relacje Adasia z Milenką można określić jako uwielbienie. Adaś jest siostrzyczką oczarowany. Ciepłe spojrzenie, przebywanie w jej towarzystwie, całuski, głaskanie i ogromny niepokój gdy Milenka płacze. Adaś się zakochał! Dla fanów tego frazesu - to jest  PRAWDZIWA MIŁOŚĆ :) 
Mało tego! Uczucia, które wzbudziła Milenka, Adaś przenosi na nas. Wczoraj nie zachęcany w żaden spsób, podszedł do mnie, objął za szyję i powiedział "koszam"...     

środa, 2 lutego 2011

Milenka

pojawiła się w naszym życiu, może nie nagle, bo już długo na nią czekaliśmy, niemniej z dużym impetem, wnosząc wiele radosci i zarazem niepokoju.
A Adaś? Cóż... Adaś wręcz zwariował na jej punkcie!
Pierwszego dnia gdy malutka przyjechała ze szpitala, Adaś zaciagnął wartę przy jej łóżeczku i nie odstępował ani na krok. Był zresztą wszędzie - przy karmieniu, kąpieli, przewijaniu. Reagował bardzo żywo na każdy płacz Milenki i koniecznie starał się  okazać jej swoje uczucia. Z tym ostatnim było trochę problemów, bo uczucia Adasia są niezwykle silne i tak też są okazywane. Nie chcąc tłumić tych jakże pozytywnych odruchów naszego synka, tłumaczyliśmy, że "dzidziu" nie wolno podszczypywać, zbyt mocno przytulać czy obcałowywać. Adaś był nieco zdziwiony naszymi uwagami, przecież on chciał jak najlepiej, ale nie miał wyjścia i przystał na "głasanie" i lekkie buziaczki.
Nie trzeba chyba specjalnie komentować, że takie zachowanie Adasia, brak obojętności lub złości na nowego członka rodziny bardzo nas ucieszył. Nasze pozytywne zaskoczenie sięgnęło szczytu, gdy Adaś sam z własnej woli, postanowił podzielić się z Milenką wodą ze szklanki i lizakiem. To społeczna relacja na najwyższym poziomie! 
Z upływem kolejnych dni fascynacja Adasia Milenką nie słabnie, ma może trochę mniej gwałtowny wymiar. Każdy dzień Adasia zaczyna sie sprawdzeniem, czy "dzidziu" jest w łóżeczku. Powroty ze spaceru, czy przedszkola to już nie tylko powroty "do dom" i "mamy", ale rownież do "dziudzia".



Z drugiej strony Adaś cały czas przypomina nam o sobie samym. Częściej niż zwykle nas woła, częściej chce być prztulany, a gdy jesteśmy wszyscy razem zajmuje najbardziej centralne miejsce, aby nasza uwaga musiała być skierowana na niego. Słowem, umie się chłopak ustawić! A poważniej, to bardzo dobre zachowanie, które oznacza, że nie jesteśmy mu obojętni i jak ważne jest dla niego poczucie, że jest przez nas kochany i wśród nas jest jego miejsce. Pewnie to oczywiste, co napisałem, przecież dzieci tak się zachowują, ale z Auti różnie bywa...
Przyzwyczaiłem się już do pisania o ciemnych stronach ważnych wydarzeń w życiu Adasia, które niosą zwykle wiele emocji, a z silnymi emocjami Adaś dość słabo sobie radzi. 
I tym razem jest podobnie. Oprócz pozytwnych zachowań, narastają również negatywne. Adaś znów, bedąc bardzo pobudzonym, źle znosi wszelkie zakazy, ograniczenia czy niepowodzenia. Znów codziennością stały się znane demonstracje niezadowolenia i napady złości. I znów reagujemy na nie możliwie spokojnie, obchodzimy się z Adasiem bardzo delikatnie, unikamy sytuacji prowadzących do jego frustracji. Tylko nie zawsze to wystarcza.