Źle się dzieje i co najgorsze, nie potrafimy na razie nic na to poradzić.
Napady złości Adasia, furii raczej! są coraz częstsze i trudne do opanowania. Powody takich nastrojów bywają standardowe (np. nasz zakaz lub przypadek, gdy coś Adasiowi nie wychodzi) albo nie bywają... tzn. my powodów nie widzimy, a Adaś wpada w gniew. Zwykle zaczyna się uderzaniem głową w coś dostatecznie twardego, a gdy chronimy go przed nim samym uderza nas, gryzie i szczypie! Obłęd! Musimy trzymać nasze dziecko, praktycznie unieruchamiając go całkowicie. Adaś płacze, wydaje straszne dźwięki, wyrywa się. Dla nas rodziców to koszmar! I nie chodzi o to, że Adaś może ugryźć, uszczypnąć, walnąć nas głową. To można znieść. Ale nie można znieść widoku cierpiącego dziecka. Bo Adaś cierpi, a my nie umiemy mu pomóc. Gdy napad mija, Adaś się uspokaja i jest znów uśmiechniętym, pełnym życia chłopcem. Mówi do nas, trochę po swojemu, dzieli się tym co obejrzał w książkach lub na filmie, komunikuje swoje potrzeby, przytula się... Mało tego, wie co zrobił, wie, że ma guzy na głowie, wie, że rany na rękach rodziców to jego robota, wie, że tak nie wolno, że nie ma powodu. Wie to wszystko, do kolejnego ataku...
Coś się znów spieprzyło, tylko co? Ataki złości Adaś miewał zawsze. Niemal każdy mój wpis na blogu o tym traktuje. Ale nigdy w takim natężeniu i takiej formie jak teraz!
Oczywiście musimy coś z tym zrobić i ratować Adasia przed nim samym.
Adaś ciągle jest na diecie, tylko coraz mniej wierzę, że to coś pomaga. Do diety włączylismy kurację przeciwko kandidzie (tak dla wyjaśnienia, to intensywne ataki szału miał jeszcze przed kuracją). Rozważamy, czy takie zachowanie nie ma podłoża neurologicznego. Zapisy EEG zawsze były u Adasia nieprawidłowe. Wskazywały na zmiany padaczkowe, chociaż nigdy objawów padaczki nie było. Nigdy więc padaczki nie leczyliśmy, zwłaszcza, że leki mogłyby wpłynąć negatywnie na rozwój Adasia.
Teraz jednak zadajemy sobie pytanie, czy uderzanie głową i takie agresywne zachowania mogą być postrzegane jako objaw padaczki właśnie. Sami sobie nie odpowiemy, trzeba znów udać się do specjalisty. Gorzej, że jakoś tak trudno znaleźć neurologa znającego się na autyzmie.