W minioną sobotę Adaś dosiadł rowerka i pojechał. Pojechał, tak jak się na rowerze jeździ, pedałując i kierując, świadomie wybierając trasę. Co w tym szczególnego, ktoś zapyta? A to, że pierwszy raz Adaś pokazał, że jeździć umie! Do tej pory wszelkie próby jazdy kończyły się fiaskiem. Adaś, owszem siedział na siodełku, trzymał kierownicę, machnął raz, dwa razy nogą i na tym koniec. Nie potrafił opanować ciągłej jazdy, a popychany w ogóle nie kręcił nogami. O kierowaniu, to w ogóle mogliśmy zapomnieć.
Tym razem było jednak inaczej. Rzecz miała miejsce w Decathlonie. Wpadliśmy tylko na moment, odebrać moje wysłużone narty z serwisu. Adaś, gdy wszedł do sklepu, chyba od razu miał gotowy plan. Powiedział tylko "rower" i poszliśmy wgłąb sklepu. Na stoisku dla cyklistów Adaś wybrał pojazd. Oczywiście wybór dość oryginalny padł na malutki trójkołowy rowerek. Próbowałem Adasia zachęcić do innego pojazdu, takiego dwukołowego z bocznymi kóleczkami. Wypasionego, z dzwonkiem! Ale Adaś rzadko zmienia zdanie. Zasiadł na trójkołowcu i pojechał. Byłem w szoku patrząc jak mój synek, któremu każda nowa umiejętność tak ciężko przychodzi, lawiruje między półkami, omija przeszkody i jedzie!!!
Na tym jednak nie koniec. Adaś bowiem, w dbałości o własne bezpieczeństwo podjechał do półki z kaskami (co prawda narciarskimi), wybrał RÓŻOWY ("produkt niebieski"), założył, kazał sobie zapiąć pod brodą i tak wyposażony ruszył rowerkiem, przepraszam "bolidem", zaliczać kolejne okrążenia.
Patrząc na Adasia, pomimo jego wyboru specyficznego pojazdu i ekstrawaganckiego nakrycia głowy, czułem się naprawdę dumny i szczęśliwy!
Dobrze tylko, że nikt z obsługi lub ochrony nie zwrócił nam uwagi...